piątek, 5 lutego 2016

Epilog - Francesca Bartra Gonzalo

16 października 2014


W ostatnim czasie podczas, gdy Marc wychodził na treningi Eric bądź Lily dzielnie dotrzymywali mi towarzystwa.. znaczy bądźmy szczerzy, pilnowali mnie.  W sumie to pewnie ja też bałabym się siedzieć sama trochę. Dziś była kolej Rascal.
  • Lily! Mogłabyś otworzyć! - krzyknęłam schodząc powoli po schodach, do przyjaciółki, która buszowała w kuchni. 
  • Jasne! - odkrzyknęła tylko.
Powoli doczłapałam się w końcu do kanapy w salonie. Tak jak dzisiaj to mnie jeszcze wszystko nie bolało.  
Nie żeby coś ale dzidziuś mógłby już wyjść. 
  • Cześć kuzynka. - w salonie pojawił się Adria z ozdobną torbą w ręce.
  • Hej, młody. Co tutaj robisz? 
  • Tak pomyślałem, że dawno się nie widzieliśmy, a fajnie by było cię zobaczyć przed rozwiązaniem. Kto wie kiedy następnym razem spotkam wieloryba. - zaśmiał się robiąc unik przed lecącą w jego stronę poduszką - Żartowałem przecież. I przyniosłem prezenty. 
  • Masz szczęście, przebaczam ci. A może lody przyniosłeś? - spytałam robiąc mu miejsce obok siebie. 
  • Właśnie ci niosę. - wtrąciła się Lily z kuchni. 
  • To jak się czujesz?
  • Jak wieloryb. - zaśmialiśmy się - Wiesz co, muszę do toalety. 
Delikatnie wstałam z kanapy i poczłapałam w kierunku łazienki.
  • Angie, wszystko okej? - zatrzymała mnie Lily - Byłaś już 10 minut temu. 
  • No jasne. Mam mały pęcherz.
  • No nie wiem.



Wróciłam do salonu i usiadłam obok mojego kuzyna. 
  • Chcesz poczuć jak kopie? - spytałam czując, że mała zaczęła się ruszać.
  • Mogę? - wyszczerzył się natychmiast. 
  • Jasne. - odsłoniłam brzuch.
W momencie w którym Adria dotknął mojego brzucha poczułam przeszywający ból. 
  • Boże to przeze mnie? - przestraszył się młody Vilanova.
  • Nie, to po prostu... - zaczęłam po czym poczułam znowu mocne ukłucie.
  • Dzwonie po Marca, a ty zaprowadź ją do mojego samochodu. - zarządziła wszystkim Lily. 



Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w szpitalu. Od razu podeszła do nas pielęgniarka i poprosiła o wózek inwalidzki.
 Po kilkunastu minutach siedzieliśmy w ‘pokoju’. Jednak mała nie chce jeszcze się z nami zobaczyć.
Chwilę później na salę wbiegł Marc a za nim Sergi. 
  • Kochanie, jak się czujesz? Wszystko dobrze? - podszedł do mnie i chwycił moją dłoń.
  • Spokojnie, to tylko fałszywy alarm. Nie panikuj. - pogłaskałam go po włosach, jednak moment później przeraźliwie krzyknęłam z bólu - A może do jednak już. - wymęczyłam.

6 godzin później 

Leżałam już z powrotem na sali po prostu odpoczywając. Poród na szczęście przebiegł dość bezproblemowo i  wszystko było w porządku ze mną oraz z małą. Czego nie powiedziałabym o 'odważnym' ojcu. Moment, w którym usłyszałam płacz dziecka będzie chyba najpiękniejszym  w moim życiu. 
  • Jak się pani czuje? - w sali pojawiła się pielęgniarka.
  • Dobrze, czy mogę zobaczyć córkę? - spytałam.
  • Tak, zaraz skończymy jej robić wszystkie badania i na chwilę ją pani przyniosę. - uśmiechnęła się przyjaźnie.
  • Dziękuję.
Po wyjściu pielęgniarki w sali pojawili się wszyscy.... no dosłownie. Oprócz osób, które były w szpitalu już wcześniej pojawili się również rodzice Marca, Eric nawet Roura. Trochę zrobiło mi się przykro, że nie ma mojej mamy, ale znając ją to już jest w drodze. 
  • Teraz będę się zastanawiał czy to ty rodziłaś czy mój brat bo wyglądasz lepiej niż on. - zaczął specyficznie Eric.
  • Bardzo zabawne, zobaczymy czy ty będziesz kiedyś taki odważny. 
Cieszyłam się, że wszyscy są... chociaż byli trochę męczący . Jednak już nie mogłam się doczekać aż zobaczę córeczkę. 
W końcu pojawiła się pielęgniarka z małą. Trochę marudziła, że za dużo ludzi, ale one chyba tak po prostu mają.
  • Jest piękna. - stwierdzili zgodnie wszyscy. 
  • Wybraliście imię? - spytał Sergi. 
Spojrzałam na Marca, który tylko się uśmiechnął i kiwnął głową.
  • Francesca. - powiedziałam przenosząc wzrok na mojego kuzyna, który po chwili zorientował się w całej sytuacji i uśmiechnął się szeroko.


W końcu udało się wygonić całe towarzystwo. 
  • Myślałem, że nigdy nie wyjdą. - westchnął Marc.
  • Ty? To ja tutaj jestem po porodzie i powinnam odpocząć, a nie od razu przyjmować tłumy. - zaśmiałam się - Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa. 
  • Wiem, bo mam tak samo. - chwycił moją dłoń i pocałował jej wnętrze - Kocham Cię.
  • Ja Ciebie też. 
Jednak dobrze, że opuściłam Nowy Jork i wróciłam do domu.
_________________________________________________________________
Miało być tak dobrze, a wyszło jak zwykle.  Ale to już jest koniec.... nie ma już nic.
Stwierdziłam, że nie ma sensu ciągnąć dalej tego opowiadania skoro pomysły się skończyły.
Więc mamy epilog.
Dziękuję wszystkim którzy czytali, szczególnie tym którzy komentarzami motywowali mnie do pisania dalej.  Dziękuję ❤


A i Francesca... to na cześć Tito oczywiście :D 

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 29 - Melissa Jimenez

Całą noc spędziłam u Lily. Całą noc biłam się z myślami. Może powinnam pozwolić, żeby Marc mi to wszystko wyjaśnił, może to wszystko moja wina...

  • Zjesz coś? - Lily zawołała z kuchni.
  • Nie wiem. - odpowiedziałam oschle.
  • Nie nie wiem, tylko zjesz. Pamiętaj, że musisz dbać nie tylko o siebie.
  • Dobrze, możesz mi coś przyszykować. - pomasowałam mój brzuch.



Po połowie dnia, który minął na użalaniu się nad sobą musiałam wrócić do domu. Trochę nie wiedziałam jak mam się zachować. I w sumie chyba bym nie wracała gdyby nie Sergi i Lily. Roberto był wczoraj u Marca, ale nikt mu nie otwierał. Dzwonuł nawet do Erica, a ten ma przecż wrócić dopiero dzisiaj. Pomocnik od razu wykreował masę ciemnych myśli i zmusił bym z nim pojechała. 
  • Angie zanim dotrzemy na miejsce, wiedz, że Marc na pewno Cię nie zdradził. Z tą Jimenez spotkał się może dwa razy, ale nigdy nie byli sam na sam. A z tymi sms'ami nie wiem co mu do głowy strzeliło - powiedział - Musicie porozmawiać. 
Miałam nadzieję, że to wszystko jakoś się wyjaśni. Nie miałam pewności, czy to co mówił Sergi to pawda. Nawet jeśli tak to miałam prawo poczuć się oszukana i poniekąd zdradzona. 
Pewność miałam co  jednego... kocham Marca jak nikogo innego. 



  • Idziesz sama, czy mam pójść też? - spytał Sergi, gdy dojechaliśmy na miejsce.
  • Chyba dam radę sama, ale zostań tu jeszczę parę minut jakbyśmy mieli się nie dogadać i bym chciała uciec gdzieś.
  • Jak chesz. Powodzenia. - uśmiechnął się pokrzepiająco. 
Opuściłam samochód Roberto i zaczęłam kierować się do domu. Na prawdę chce żeby to wszystko się wyjaśniło. 
Nieoczekiwanie zauważyłam, że przed drzwiamu stoi jakaś kobieta.
  • Dzień dobry. W czymś pomóc? - spytałam.
  • Dzień dobry. Melissa Jimenez - przedstawiła się.
  • Angelica Gonzalo. 
  • Marc prosił żebym do niego przyjechała, a że jestem w Barcelonie to pojawiłam się już dzisiaj. - wyjaśniła a ja czułam jak zaczyna robić mi się słabo. 
  • Proszę, wejdźmy do środka. - powiedziałam drżącym głosem.
Po chwili byłyśmy już w salonie.
  • Usiądź ja pójdę zobaczyć, gdzie Marc. - poleciłam. 
Sama udałam się na piętro w nadziei, że znajdę tam Bartre. Jednak, gdy byłam przy drzwiach łazienki usłyszałam jego głos z dołu.
  • Cześć Meli, cieszę się, że przyjechałaś. - no fajnie... - Jak weszłaś do środka? 
  • Twoja dziewczyna mnie wpuściła.
  • Angie tu jest?! - prawie krzyknął.
  • Tak, jestem. - zeszłam do salonu - Ale chyba nie jestem tutaj potrzebna, więc już pójdę. - wybiegłam z domu. 
Całe szczęście Sergi jeszcze czekał. Będąc już prawie przy samochodzie usłyszałam wołanie Marca, który wybiegł za mną. Szybko wsiadłam do pojazdu. 
  • Jedźmy.  - powiedziałam - Jak najszybciej. 
  • Nie.  - odmówił - Nigdzie nie pojedziemy. Musicie porozmawiać.
Wysiadł z samochodu, a chwilę później jego miejsce zajął Marc. No tak...
  • Angie, proszę wysłuchaj mnie. - powiedział chwytając moją dłoń. 
  • Masz 5 minut. 
  • Kochanie, między mną a Melissą na prawdę do niczego nie doszło. Spotkaliśmy się kilka razy ale to dlatego, że pomagała mi z tym twoim albumem. Te sms'a to na prawdę zabawa, głupi zakład z Ivanem [Balliu], ale potem wyjaśniłem jej jak to wszystko wygląda i tyle. Nie był bym w stanie Cię skrzywdzić. Kocham Cię Angie najbardziej na świecie. - zakończył. 
  • A dzisiaj, dlaczego tutaj przyjechała? 
  • Zadzwoniłem, bo myślałem, że skoro nie odzywasz się do mnie to ona spróbuję tobie wszystko wyjaśnić. - odpowiedział - Angie spójrz na mnie. - złapał mój podbródek i delikatnie skierował twarz w swoją stronę.
 Po chwili zawahania spojrzałam w jego oczy, w których od razu widać było smutek ale i nadzieję. Bez słowa po prostu wtuliłam się w niego. 
  • Nigdy więcej mi tego nie rób. - wyszeptałam. 
  • Nie zamierzam. - uniósł delkatnie mój podbródek i pocałował mnie. 
______________________________________________________________________
Męcze się z tym rozdziałem dwa miesiące więc wychodzi takie gówno... Na szczęście już kończymy xd

Jeśli są jakiekolwiek błędy, przepraszam xd

piątek, 16 października 2015

Rozdział 28 - Zabawa

Usiadłam na łóżku i cierpliwie czekałam aż Marc wyjdzie z  łazienki. Chyba musimy sobie porozmawiać.
Przejrzałam jeszcze raz niektóre wiadomości i odłożyłam telefon....
Po kilku minutach pojawił się Marc. Podszedł do mnie i próbował pocałować, lecz odepchnęłam go.

  • Coś się stało? - spytał zdziwiony. 
  • Ubierz się i porozmawiamy. - zmierzyłam go wzrokiem i opuściłam sypialnię. 

Zeszłam do kuchni i nalałam do szklanki soku, który szybko wypiłam. A może wszystko da się jakoś wyjaśnić?
Nie no bez jaj. Czytać umiem i głupia nie jestem. Na pierwszy rzut oka widać, że z tą 'Meli' jest coś na rzeczy.

  • Już jestem. - Marc próbował mnie przytulić ale natychmiast się odsunęłam - Skarbie co się stało?
  • Kim jest Meli? - mina Marca wyrażała więcej niż tysiąc słow - Chciałabym uzyskać odpowiedź. 
  • Widziałaś sms'y? - kiwnęłam głową - Angie, ale... To nie tak. Obiecuję ci, że nic się nie wydarzyło. A te wiadomości to tylko zabawa. 
  • Zabawa? Czy ty się słyszysz? - starałam się nie podnosi głosu.
  • Ale to ona pisała przecież to wszystko, że coś do mnie czuje i czy nadal chce być z tobą. 
  • A ty zamiast jakoś reagować inaczej robiłeś jej jeszcze nadzieję! I co chciałaś tak naprawdę zrobić? - spytałam - Przecież w każdym momencie można zostawić sobie dziewczynę w  ciąży i bawiś się bez zobowiązań. 
  • Angelica, kochanie ja na prawdę nigdy cię nie zdradziłem i nie zrobiłbym tego.
  • Nie jestem teraz tego taka pewna. - powiedziałam - Ja muszę się przejść. 
  • Teraz? Zaraz zacznie się ściemniać, nigdzie nie pójdziesz. - chciał mnie zatrzymać. 
  • Spokojnie. Nie zgubie się i nic mi się nie stanie od razu. Nie musisz się martwić. - założyłam buty i wzięłam cięki sweterek - Nie wiem kiedy wrócę. 


Szłam powoli. Starałam się nie denerwować, nie płakać ale nie najlepiej mi to wychodziło. 
Tylko gdzie mam iść? Do Lily? Tam pewnie będzie Sergi. Do Adri? Do ciotki? 
Adria odpada, nie ma go.
Ciotka też nie wiem czy nie wyjechała. 
Chyba zacznie mi brakować Loreny...
No to do Lily. 
Tę trasę znam bardzo dobrze, więc dużo czasu mi to nie zajęło. Weszłam na piętro, gdzie znajdowało się, kiedyś moje, mieszkanie. Zadzwoniłam do drzwi raz... drugi... trzeci. Chyba nikt nie miał zamiaru mi otworzyć. Gdy już chciałam odejść usłyszałam przekręcanie klucza w zamku, a po chwili w drzwiach pojawiła się panna Rascal. 
  • Angie? Coś się stało? - spytała zdziwiona widząc mnie.
  • Mogę wejść? 
  • No jasne. - wpuściła mnie do środka - Powiesz mi co się stało? 
  • A mogę prosić najpierw o coś do picia? 
  • Oczywiście, idź usiądź zaraz przyjdę. 
Weszłam do jednego z pomieszczeń, gdzie tak jak się spodziewałam spotkałam Sergiego.
  • O cześć Angie. - powiedział jak zawsze wesołym tonem - Co się stało? - spytał przyglądając się mi.
  • No ja też chciałabym wiedzieć. - pojawiła się Lily podając mi szklanę wody - Coś z Marciem?
Kiwnęłam głową i zaczęłam im wszystko opowiadać. 

Lily po wszystkim tylko mnie przytuliła i szepnęła, że w tym momencie najchętniej rozszarpała by i Marca i tą "koleżankę" gołymi rękoma.

  • Ja wiedziałem, że tak będzie. - Sergi nagle wstał i zaczął chodzić w kółko - Ale nie Marc był najmądrzejszy i nikogo nie chciał słuchać. 
  • O czym ty mówisz? - spytałam. 
  • Podejrzewałem, że tak to się skończy. Czuliśmy wszyscy, że ta Melissa za bardzi przyczepiła się do Marca, ale on cały czas, że nic się nie dzieje. Nie myślałem, że jest aż takim idiotą....
  • To nie mogliście go lepiej pilnować? - spytała zdenerwowana Lily. 
  • Żeby to było takie proste... - stwierdził - Ale raczej nie kłamał z tym, że nic poważniejszego się między nimi nie wydarzyło. Chociaż tyle wiemy. 
Posiedziałam u Lily, która stwierdziła, że mnie nigdzie nie wypuści. Sergi po jakimś czasie nas opuścił i chociaż było bardzo późno chyba wiem, gdzie pojechał. 
____________________________________________________________
No cześć :D 
Za błędy jakiekolwiek od razu przepraszam... 
I powiem wam coś w tajemnicy. :P
Coraz bliżej końca. 

piątek, 25 września 2015

Rozdział 27 - Znajomi, prezent, telefon.

około tygodnia później 


Leniwie wstałam i zaczęłam ogarniać siebie i dom. Jestem sama to nikt mi nie będzie marudził, że mam się oszczędzać, a ktoś musi tutaj posprzątać.
Powoli, powoli i jakoś się wyrobiłam.
Całe szczęście, bo w domu pojawił się Marc.

  • Cześć mała. Kochana psina, stęskniłaś się? - no tak, Nina zawsze pierwsza przy panu - Zostawili cię samą, czy pilnujesz kogoś? 
  • Pilnuje, żebym ci nie uciekła. - pojawiłam się w przedsionku.
  • Nie zrobiłabyś tego. - powiedział przytulając mnie. 
  • No nie wiem, nie wiem.
  • Ja wiem, że nie. - uśmiechnął się - Jakiegoś buziaka na powitanie dostanę?
  • A zasłużyłeś? - spytałam. 
  • Jak zwykle tak. 
  • No to ewentualnie możesz dostać. - pocałowałam go - Tęskniłam. 
  • Ja też. I to bardzo za wami tęskniłem. - dotknął mojego brzucha.
  • Ale teraz chyba będziemy mieć trochę czasu dla siebie?
  • Nooo jeszcze nie teraz. - odsunął się ode mnie i otworzył drzwi wejściowe za którymi zobaczyłam grupkę chłopaków. 
Czy ja to przeżyję? Może być ciekawie...
Wszyscy wpakowali się do środka. 
  • Marca już chyba kiedyś poznałaś. - wskazał na Muniesę.
  • Tak, pamiętam. - odmachałam uśmiechającemu się Hiszpanowi.
  • Sergiego już zgubiliśmy, bo pognał do Lily a reszta ci się sama przedstawi.
I tak poznałam Joana Romana, z którym już miałam okazję rozmawiać. Planas, Gomez, Balliu, Carmona jakoś zapamiętam. 


Miło było i na prawdę trudno ich wszystkich nie polubić, ale cieszyłam się, gdy już opuścili dom. To było trochę męczące. No i stęskniłam się za Marciem. 
  • No to teraz mamy trochę czasu dla siebie. - odetchnął Marc.
  • Kiedy mi teraz uciekniesz? - zaśmiałam się przytulając go, gdy już usiadł obok mnie.
  • Teraz tylko kampus. Ale to wszystko na miejscu, więc daleko uciekał nie będę.
  • To dobrze...
  • Mam dla ciebie prezent. Prawie bym zapomniał. - nie pozwolił mi dokończyć. 
Szybko podszedł do swojej torby i wyciągnął z niej album z motorem na okładce. Chwila, chwila... to mój album. 
  • Skąd to masz? 
  • Wypadło kiedyś z twojej szafki. Przejrzyj. - podał mi.
Otworzyłam pierwszą stronę. Bez zmian. Otworzyłam kolejne, gdzie miałam sylwetki różnych Zawodników Moto GP. Od kilku lat do obecnych. Oglądając zauważyłam, że do wielu dołączone zostały autografy, których na pewno nie zdobyłam ja. 
  • Jak? Jak to zdobyłeś? 
  • Znajomości kochanie, znajomości. - ucałował mnie w czubek głowy - No i wybraliśmy się na wyścig. 
  • Dziękuję. - uśmiechnęłam się - Ale nie wybaczę ci, że nie zabrałeś mnie na wyścig.
  • No przepraszam... Kiedyś pojedziemy razem. Okej?
  • Niech ci będzie. 
  • Dobrze, ja muszę iść się wykąpać chyba. Zaraz wracam. 
Zniknął w łazience. 
W tym samym momencie zadzwonił jego telefon."Meli"  Postanowiłam odebrać. 
  • Słucham?
  • Yyy... jest Marc? - usłyszałam kobiecy głos. 
  • Jest, ale nie może w tym momencie rozmawiać. Przekazać coś? 
  • Nie, zadzwonię najwyżej później. Do widzenia. 
Nie mam pojęcia kto to. Coś mnie podkusiło żeby przejrzeć sms'y.....

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 26 - Powrót

21 czerwca 2014 

To co dobre szybko się kończy. Dzisiaj muszę wrócić już do Hiszpanii. 
Marc dzwonił kilka razy. Raczej nic nie wie o mojej wyprawie, albo po prostu stwarza pozory, a Eric wszystko wygadał..
Mam nadzieję, że nie. 
Przed wylotem chciałam się jeszcze spotkać z mamą. Nie widziałyśmy się od jej wizyty w Barcelonie i sprawy z Rourą...

  • Jak się czujesz? - usłyszałam pytanie od razu.
  • Bardzo dobrze mamo. Nie mam żadnych problemów i całe szczęście. A co u ciebie? 
  • A jak ma być. Bez zmian. Poświęcam się pracy, z resztą wiesz jak bardzo to uwielbiam.  - no tak, pracocholik się nie zmieni - Długo tu zostajesz?
  • Prosto od ciebie jadę na lotnisko. Przyleciałąm tylko na chrzest. I to w sumie w tajemnicy.
  • Dlaczego w tajemnicy?
  • Marc nie chciał się zgodzić na mój przylot, ale poleciał na wakacje a ja dogadałam się z jego bratem. Może się nie dowie. 
  • Wiesz, że nie powinnaś tak robić? Marc się po prostu martwi.
  • Wiem, wiem. Ale to dla mnie ważne, tłumaczyłam mu wiele razy, że  nic mi przecież nie będzie i Lily się mną zajmie...
  • On to wie, ale będzie się bał. Zbyt bardzo cię kocha. 
U mamy posiedziałam jeszcze godzinę i już musiałam pojechać na lotnisko. Chciałabym mieć ją bliżej siebie. Tęsknie za nią. 



Po kilku godzinach lotu byłam już w Barcelonie. Na lotnisku, tak jak obiecywał czekał Eric. 
  • No witam siostrzyczkę. - uśmiechnięty odebrał ode mnie walizkę.
  • Będziesz mnie tak nazywał? - zaśmiałam się. 
  • A dlaczego nie? Chyba mi się to spodoba. 
  • Jedźmy do domu, bo się chyba dobrze nie czujesz. - powiedziałam wsiadając do auta - Mam nadzieję, że się nie wygadałeś. 
  • Nie? 
  • Eric... Powiedz, że nic nie powiedziałeś. 
  • Jesteś głodna?
  • Eric! 
  • Sam się domyślił to co miałem zrobić? - zaczął się tłumaczyć - Moja wina, że rozgryzł nas. Próbowałem mu wcisnąć jakiś kit ale taki głupi nie jest. I błagam nie denerwuj się, bo to mnie przeraża w twoim stanie.
Po dotarciu do domu nie miałam siły na nic innego tylko pójście spać. Odłożyłam walizkę w kąt i od razu się położyłam. 
Po około dwóch godzinach obudził mnie mój telefon. 
  • Cześć kotek. - usłyszałam głos Marca.
  • No heej. - odpowiedziałam zaspanym głosem. 
  • Ups, obudziłem? 
  • No tak. Zdrzemnęłam się trochę. 
  • Co cię tak wykończyło? - spytał. 
  • Nie udawaj. Wiem, ze Eric się wygadał. - odpowiedziałam - A było tak blisko.
  • No widzisz kochanie, nie da sie mnie tak łatwo wykiwać. - powiedział pewny siebie. Jeszcze się zdziwi... - Ale wszystko w porzą... - nie dokończył.
  • Dzień dobry Angie, tutaj Roman, Joan Angel Roman. Ściskamy cię tutaj wszyscy. Jak się czujesz?
  • Bardzo dobrze, dziękuję i ucałuj chłopaków.
  • O nie nie, mogę ich co najwyżej pozdrowić. - zaśmiał się. Za chwilę usłyszałam tylko krzyczącego Marca, który już chyba odzyskał telefon. 
  • Przepraszam, ale tych debili nie da się opanować. 
  • Dobra dobra. Macie się bawić to się bawcie. Pozdrowić twojego brata? 
  • Nie, po co. - zaśmiał się - Dobra bo lecimy znowu gdzieś. Kocham was. 
  • My ciebie też. - uśmiechałam się teraz szczęśliwa.
___________________________________________________________
Coś udało się naskrobać, najlepiej nie jest ale jest.
Za błędy przepraszam ale nie mam siły ich poprawić. 
Do następnego :D 

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 25 - Ucieczka

12 czerwca 2014

  • No ale dlaczego nie mogę? - spytałam po raz kolejny. 
  • Zrozum, że ja się o Ciebie po prostu martwię. - przygarnął mnie bliżej siebie Marc - Nie chciałbym, żeby coś się wam stało. 
  • Przecież nic się nie stanie. A przez takie gadanie możesz tylko coś wykrakać. 
  • Dlatego nigdzie nie lecisz. - powiedział stanowczo. 
Niesprawiedliwe. 
Zaira i Nick poprosili mnie abym została matką chrzestną ich córeczki. Co oczywiście wiązało by się z wylotem do Nowego Jorku na parę dni. Bardzo chciałabym tam polecieć, tym bardziej, że obiecałam to kiedyś przyjaciółce. 
Jest tylko jeden problem... 
Nie każdemu podoba się ten pomysł. Konkretnie jednej osobie. 
Marc twierdzi, że może mi się coś stać od razu po wejściu na pokład samolotu. Według niego grozi mi jakieś śmiertelne niebezpieczeństwo. Że to niebezpieczne dla dziecka. 
Cały czas staram się mu wytłumaczyć, że nic mi nie będzie. Że swoim gadaniem może tylko wykrakać jakąś tragedię. Pokazuje opinie, że kobiety w ciąży mogą spokojnie latać samolotami.
Mówi się jak do słupa, słup stoi jak...

  • Obraziłaś się. - stwierdził. 
  • Nie. - ucięłam krotko. 
  • A może jednak? 
  • Nie.
  • Przepraszam, ale w końcu zrozumiesz, że to dla twojego dobra.


19 czerwca 2014

Jak czegoś nie wolno... to trzeba to zrobić szybko. 
Marc jednak wybrał się z przyjaciółmi na Ibizę,długo wahał się z decyzją ale poleciał. Zostałam więc pod opieką Erica.
Czy on na prawdę liczył, że ja tego nie wykorzystam? 
Szybko zawarłam pewien układ z bliźniakiem mojego ukochanego i już jestem w drodze do NY. 
Oczywiście nie lecę sama tylko z Lily. Ona akurat miała pozwolenie.
Dzisiaj jesteśmy na miejscu, chrzest jutro. Ja wracam już pojutrze (bo trzeba to zrobić szybko) a Lily zostanie trochę dłużej ze swoją bratanicą.



  • Kto miał nas odebrać? - spytałam przyjaciółki, gdy byłyśmy już na lotnisku w NY.
  • Nicky mówił, że przyjedzie. - zaczęła - Tam jest! - wykrzyknęła, gdy zobaczyła brata. 
Natychmiast pobiegła do niego. 
Rodzeństwo przez dłuższą chwilę tonęło w swoich ramionach. Widać jak bardzo się za sobą stęsknili.
  • Nie wierzę, grubasek też przyleciał. - powiedział Nick witając się ze mną. 
  • Ty, ty gościu uważaj. Ciekawe, czy Zairę też tak nazywałeś. - zaśmiałam się. 
  • Dokładnie tak.
  • Ale na mnie się tak nie mówi, możesz tego gorzko pożałować. - zażartowałam.



Niedługo później tonęłam już w uściskach przyjaciółki, której nie widziałam od czasu mojego wylotu do Barcelony. Za nikim się tak chyba nie stęskniłam jak za Zairą. 
Oj cała noc nam by chyba nie starczyła, żeby się nagadać. 
  • Nie wierzę. Jesteś tu! - zapiszczała. 
  • Jestem! - zaczęłam piszczeć razem z nią. 
  • Może to nie był najlepszy pomysł. - usłyszałyśmy tylko jak mruczy Nick.
  • Jak tu świetnie wyglądasz. - zaczęła chwalić.
  • No ty Zairek też niczego sobie. - zaczęłyśmy się śmiać - A gdzie nasza gwiazda? - spytałam.
  • Aktualnie śpi w swoim łóżeczku. Chodź.- pociągnęła mnie do niewielkiego pomieszczenia, które było pokojem małej Agnes.
____________________________________________________
Kończę w takim momencie, bo kompletnie nie wiem co dalej...
No cóż. Bywa ;)

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 24 - Zakupy

Marc pojechał już na trening, więc wykorzystałam sytuację aby zadzwonić do Lily.  Po kilku sygnałach usłyszałam głos przyjaciółki.

  • Słucham? - usłyszałam jej wesoły głos.
  • Hej Lil. - przywitałam się. 
  • Cześć Angie. Jak się czujesz? - spytała od razu. 
  • Bardzo dobrze. Może spotkałybyśmy się dzisiaj, pogadały. Albo jakieś zakupy. - zaproponowałam. 
  • W sumie... - zaczęła po chwili ciszy - To jest nawet dobry pomysł. Przyjadę po ciebie i możemy się wybrać do jakiejś galerii. 
  • To świetnie. Będę czekać. 
  • Szykuje się i niedługo jestem. - powiedziała i po chwili zakończyłyśmy rozmowę. 
Powoli dokończyłam lody, które zaczęłam jeść jeszcze przed rozmową z przyjaciółką. Ogarnęłam trochę salon i kuchnię, po czym poszłam się przebrać. Idealnie przed przyjazdem Lily udało mi się wyrobić.
Byłam pewna, że przyjedzie taksówką, jednak to ona prowadziła auto.

  • Cześć grubasku. - uśmiechnęła się, gdy wsiadłam do samochodu.
  • Ej, ej. Uważaj sobie młoda. Trzeci miesiąc dopiero. Odpuść. - odpowiedziałam.
  • I tak jesteś grubasek. - miała wyjątkowo dobry humor.
  • Zabawne. Na prawdę. Powiedz lepiej kiedy załatwiłaś wszystko z autkiem. 
Przyjeżdzając do Hiszpani Lily miała już prawo jazdy, ale nie była pewna, czy jest ono ważne również tutaj. Jednak nigdy nie znajdowała okazji aby to sprawdzić i cokolwiek pozałatwiać. Ale jak stwierdziła musiała wreszcie coś zrobić. 
Nim skończyłyśmy ten temat znalazłyśmy się już pod galerią handlową. Nie spiesząc się nigdzie zaczęłyśmy powoli chodzić po sklepach. 
Lily chyba postawiła sobie za cel kupienie czegoś w każdym sklepie, który odwiedziłyśmy. Trochę się podśmiewałam co spowodowało jej zachowanie i czy zamierza się tak stroić dla kogoś. Cały czas nie zdradzałam, że wiem cokolwiek. Ona jednak nie reagowała na moje zaczepki.
  • Zarządzam koniec zakupów. - powiedziałam w końcu.
  • Kawiarnia? - zaproponowała Lily.
  • Cokolwiek. Byle byśmy mogły gdzieś usiąść 
  • Mogłaś mówić, że jesteś zmęczona. - trochę się zmieszała - Przepraszam, ja tak latałam szybko, a ty nie powinnaś...
  • Daj spokój. - przerwałam jej - To w końcu ja zaproponowałam ten wypad co nie?

Udałyśmy się do najbliższej kawiarni. Lily zamówiła kawę oraz kawałek torcika bezowego natomiast ja postawiłam na herbatę i sernik.
  • A teraz sobie porozmawiamy. - powiedziałam poważnie. 
  • Boże, nie strasz... Stało się coś? - spytała. 
  • To raczej ty powinnaś mi powiedzieć. - uśmiechnęłam się. 
  • Chyba nie rozumiem...
  • Poszliśmy wczoraj z Marciem na spacer. Chciałam Cię odwiedzić, ale usłyszałam, że nie możemy. Także chciałabym wiedzieć co się wczoraj u ciebie działo i czy miało to może jakiś związek z pewnym naszym przyjacielem? 
  • I teraz mam się spowiadać tak? 
  • Dokładnie! Mamy czas, opowiadaj. 


Wróciłam wreszcie do domu. Spokojnie weszłam z torbami do salonu. 
  • Czy mogę wiedzieć, gdzie się pani podziewała? - usłyszałam za sobą głos Marca, a już po chwili poczułam jak mnie przytula. 
  • A taki mały wypad z Lily na zakupy zorganizowałyśmy sobie. 
  • Nie mogłaś się powstrzymać nie? - zaśmiał się. 
  • Nie rozumiem o co ci chodzi kochanie. 
  • Czyli nie zrobiłaś Lily przesłuchania przy okazji?
  • Ja? Nieee... O co ty mnie w ogóle podejrzewasz. - powiedziałam spokojnie. 
  • Tak myślałem. Wiesz... Sergiego nie było trzeba o nic pytać. Po nim to wszystko widać. 
  • No a ja musiałam... - zaczęłam. 
  • Co musiałaś? Przecież nie rozmawiałaś o tym z Lil. - od razu złapał mnie za słówko. 
  • Nie, nic. Muszę rozpakować zakupy. - powiedziałam po czym trochę mi się ziewnęło. 
  • Nie, nie. Teraz pani pójdzie odpocząć. - Marc wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.