16 października 2014
W ostatnim czasie podczas, gdy Marc wychodził na treningi Eric bądź Lily dzielnie dotrzymywali mi towarzystwa.. znaczy bądźmy szczerzy, pilnowali mnie. W sumie to pewnie ja też bałabym się siedzieć sama trochę. Dziś była kolej Rascal.
- Lily! Mogłabyś otworzyć! - krzyknęłam schodząc powoli po schodach, do przyjaciółki, która buszowała w kuchni.
- Jasne! - odkrzyknęła tylko.
Powoli doczłapałam się w końcu do kanapy w salonie. Tak jak dzisiaj to mnie jeszcze wszystko nie bolało.
Nie żeby coś ale dzidziuś mógłby już wyjść.
- Cześć kuzynka. - w salonie pojawił się Adria z ozdobną torbą w ręce.
- Hej, młody. Co tutaj robisz?
- Tak pomyślałem, że dawno się nie widzieliśmy, a fajnie by było cię zobaczyć przed rozwiązaniem. Kto wie kiedy następnym razem spotkam wieloryba. - zaśmiał się robiąc unik przed lecącą w jego stronę poduszką - Żartowałem przecież. I przyniosłem prezenty.
- Masz szczęście, przebaczam ci. A może lody przyniosłeś? - spytałam robiąc mu miejsce obok siebie.
- Właśnie ci niosę. - wtrąciła się Lily z kuchni.
- To jak się czujesz?
- Jak wieloryb. - zaśmialiśmy się - Wiesz co, muszę do toalety.
Delikatnie wstałam z kanapy i poczłapałam w kierunku łazienki.
- Angie, wszystko okej? - zatrzymała mnie Lily - Byłaś już 10 minut temu.
- No jasne. Mam mały pęcherz.
- No nie wiem.
Wróciłam do salonu i usiadłam obok mojego kuzyna.
- Chcesz poczuć jak kopie? - spytałam czując, że mała zaczęła się ruszać.
- Mogę? - wyszczerzył się natychmiast.
- Jasne. - odsłoniłam brzuch.
- Boże to przeze mnie? - przestraszył się młody Vilanova.
- Nie, to po prostu... - zaczęłam po czym poczułam znowu mocne ukłucie.
- Dzwonie po Marca, a ty zaprowadź ją do mojego samochodu. - zarządziła wszystkim Lily.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w szpitalu. Od razu podeszła do nas pielęgniarka i poprosiła o wózek inwalidzki.
Po kilkunastu minutach siedzieliśmy w ‘pokoju’. Jednak mała nie chce jeszcze się z nami zobaczyć.
Chwilę później na salę wbiegł Marc a za nim Sergi.
- Kochanie, jak się czujesz? Wszystko dobrze? - podszedł do mnie i chwycił moją dłoń.
- Spokojnie, to tylko fałszywy alarm. Nie panikuj. - pogłaskałam go po włosach, jednak moment później przeraźliwie krzyknęłam z bólu - A może do jednak już. - wymęczyłam.
6 godzin później
Leżałam już z powrotem na sali po prostu odpoczywając. Poród na szczęście przebiegł dość bezproblemowo i wszystko było w porządku ze mną oraz z małą. Czego nie powiedziałabym o 'odważnym' ojcu. Moment, w którym usłyszałam płacz dziecka będzie chyba najpiękniejszym w moim życiu.
- Jak się pani czuje? - w sali pojawiła się pielęgniarka.
- Dobrze, czy mogę zobaczyć córkę? - spytałam.
- Tak, zaraz skończymy jej robić wszystkie badania i na chwilę ją pani przyniosę. - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Dziękuję.
Po wyjściu pielęgniarki w sali pojawili się wszyscy.... no dosłownie. Oprócz osób, które były w szpitalu już wcześniej pojawili się również rodzice Marca, Eric nawet Roura. Trochę zrobiło mi się przykro, że nie ma mojej mamy, ale znając ją to już jest w drodze.
- Teraz będę się zastanawiał czy to ty rodziłaś czy mój brat bo wyglądasz lepiej niż on. - zaczął specyficznie Eric.
- Bardzo zabawne, zobaczymy czy ty będziesz kiedyś taki odważny.
Cieszyłam się, że wszyscy są... chociaż byli trochę męczący . Jednak już nie mogłam się doczekać aż zobaczę córeczkę.
W końcu pojawiła się pielęgniarka z małą. Trochę marudziła, że za dużo ludzi, ale one chyba tak po prostu mają.
- Jest piękna. - stwierdzili zgodnie wszyscy.
- Wybraliście imię? - spytał Sergi.
Spojrzałam na Marca, który tylko się uśmiechnął i kiwnął głową.
- Francesca. - powiedziałam przenosząc wzrok na mojego kuzyna, który po chwili zorientował się w całej sytuacji i uśmiechnął się szeroko.
W końcu udało się wygonić całe towarzystwo.
- Myślałem, że nigdy nie wyjdą. - westchnął Marc.
- Ty? To ja tutaj jestem po porodzie i powinnam odpocząć, a nie od razu przyjmować tłumy. - zaśmiałam się - Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa.
- Wiem, bo mam tak samo. - chwycił moją dłoń i pocałował jej wnętrze - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
Jednak dobrze, że opuściłam Nowy Jork i wróciłam do domu.
_________________________________________________________________
Miało być tak dobrze, a wyszło jak zwykle. Ale to już jest koniec.... nie ma już nic.
Stwierdziłam, że nie ma sensu ciągnąć dalej tego opowiadania skoro pomysły się skończyły.
Więc mamy epilog.
Dziękuję wszystkim którzy czytali, szczególnie tym którzy komentarzami motywowali mnie do pisania dalej. Dziękuję ❤
A i Francesca... to na cześć Tito oczywiście :D